- Czego? - powiedziała zaspana.
- Taty nie ma. - odpowiedział Sheridan.
Ciemna lwiczka zaraz zerwała się na nogi i zaczęła przelatywać wzrokiem po wszystkim, co widziała. Nie wiedziała, dlaczego jej ojciec gdzieś poszedł, i nie wiedziała co teraz robić. Zaczęła więc biec w kierunku Złotej Ziemi, do swojego przyjaciela. Serek (zdrobnienie od Sheridan) za to najszybciej jak mógł pobiegł na Lwią Skałę. Po kilku minutach wdrapał się na serce Lwiej Ziemi i nerwowo krzyknął.
- Mamo, szybko!
Kiara poznała głos syna i czując, że coś się stało wyszła z jaskini. Uśmiechnęła się do syna, a on pierwszy raz ją taką zobaczył. Taką szczęśliwą, taką jakby młodszą. Wiedział, że zaraz uśmiech zniknie z jej pyska - nie chciał psuć jej szczęścia, ale niestety musiał, tu chodziło o księżniczkę.
- Mamo. No bo Athena pobiegła na Złotą Ziemię do Diaro i ja przybiegłem tutaj Ci powiedzieć. - wysapał na jednym oddechu.
- Czek.. Co? Athena pobiegła na Złotą Ziemię?!
Nie czekając na odpowiedź Serka popędziła w stronę owej ziemi. Zaraz zjawił się też Kovu z dużą zebrą i zakłopotany rzucił zwierzynę tuż pod łapy syna, a sam pobiegł za Kiarą, którą po kilku chwilach doścignął i w biegu zaczął pytać, o co chodzi. Sheridan, owszem, miał apetyt, ale siostra była ważniejsza. Sam także zszedł ze Lwiej Skały i szybkim biegiem podążył do Baobabu. Wdrapał się na wielkie drzewo i zdenerwowany zaczął nawoływać Rafikiego. Po kilku minutach szaman dowiedział się o co chodzi.
- Ale.. jak? Nie można przecież..
Mandryl zeskoczył z drzewa i zerwał jakieś nieznane Sheridanowi zioło, rozdarł je na pół i zgniótł jedną połówkę, po czym podarł ją na małe kawałeczki. Książe nie wiedział kompletnie co robi, ale przypatrywał się mandrylowi wlewającemu wodę i wsypującemu jakiś proszek do miski.
- Już. - odparł mandryl - Zawołaj tu Ashetta.
Ash po kilku chwilach był na miejscu, za to Serek biegł, gdzieś daleko, gdzieś w nieznane, jak najdalej od Lwiej Skały. Już nie chciał, nie musiał przecież. Książę - czy to coś znaczy? Raczej nie, na pewno nie dla Sheridana. Łapy piekły go niemiłosiernie, ale pędził, coraz dalej, nie widząc już od kilku godzin Lwiej Ziemi przystanął i zaczął ciężko dyszeć. Padł na ziemię, osłabiony - usnął. Nie obudził się przez następne dwa dni, ale jak był wypoczęty, gdy podniósł się na nogi, normalnie cud, miód i ciasteczka. Zaczął się tułać, szukając jakiegoś jeziorka czy nawet kałuży, by się napić. Wreszcie znalazł - spore jeziorko, a nieopodal malutką jaskinię. Postanowił zostać tam, zamieszkać. Ale niestety jego plany zostały pokrzyżowane przez dużego, białego lwa o czerwonych, pustych oczach. Patrzył na niego tak jakby nie chciał, ale musiał. Nie zważając na krzyki wziął go w pysk i spokojnie poszedł przed siebie. Młody próbował się wyrywać, ale mocny uścisk szczęk białego nie dawał za wygraną. Miotał się, warczał, ale nic to nie dawało. Wreszcie dotarli.
Przed oczami Sheridana widniał ciemny korytarz, oświetlony tylko powieszonymi co dziewięć dużych kroków pochodniami. Idealnie: ciemno, strasznie i daleko od domu. Lepiej nie mogło się zdarzyć!
- A tak w ogóle, to jak masz na imię? - zapytał Sher.
Lew nie odpowiedział, nic nie mówił, po prostu trzymał lwiątko w pysku, na tym koniec relacji. Wszedł do jednej klatki i rzucił księciem o ziemię, nie zważając na jego ból, który, akurat w tej chwili był wielki. Chyba złamał sobie łapę, bo przy każdym najmniejszym ruchu bolało strasznie. Biały ryknął i walnął łapą lwiątko, któremu z pyszczka pociekło kilka łez. Nie wzruszało go to, czuł przyjemność ze znęcania się nad nim. Książe po uderzeniu prawą łapą uderzył o ścianę z dużą siłą. Nie było mu przyjemnie, pożałował, że uciekł. Biały, wabiący się Ukatili lew przejechał pazurem po zdrętwiałym ze strachu, płaczącym księciu, nie robiąc mu większej krzywdy. Zaśmiał się w ten sposób, tak okrutnie, tak chamsko. Zamknął drzwi od klatki, wciąż się śmiejąc i chwycił w pysk jakiś nóż. Devilish Vai, jego własny, ozdobiony jedną, niewielką plamą krwi na czubku ostrza. A Sheridan czekał w bezruchu, strasznie się bojąc. Ukatili wrzucił sztylet do zapalonego chwilę wcześniej ognia, ale zaraz, gdy się rozgrzał wyjął go i uśmiechnął się złowieszczo. Otworzył klatkę i przycisnął rozżarzoną część sztyletu z wyrytą nazwą owego ostrza. Dało się wyczuć swąd palonej skóry, a Serek jęczał z bólu jak opętany. Lew śmiał się i rzucił na półkę swój sztylet.
- Nienawidzę takich jak ty. - warknął - A teraz zmykaj.
Wyrzucił go z klatki, raniąc jego grzbiet, a Sher uciekł z lochów resztką sił. Kulał, krwawił, bolało go wszystko, wpadł do jakiegoś rowu, raniąc sobie głowę o kamienie. Zemdlał.
- Ale.. jak? Nie można przecież..
Mandryl zeskoczył z drzewa i zerwał jakieś nieznane Sheridanowi zioło, rozdarł je na pół i zgniótł jedną połówkę, po czym podarł ją na małe kawałeczki. Książe nie wiedział kompletnie co robi, ale przypatrywał się mandrylowi wlewającemu wodę i wsypującemu jakiś proszek do miski.
- Już. - odparł mandryl - Zawołaj tu Ashetta.
Ash po kilku chwilach był na miejscu, za to Serek biegł, gdzieś daleko, gdzieś w nieznane, jak najdalej od Lwiej Skały. Już nie chciał, nie musiał przecież. Książę - czy to coś znaczy? Raczej nie, na pewno nie dla Sheridana. Łapy piekły go niemiłosiernie, ale pędził, coraz dalej, nie widząc już od kilku godzin Lwiej Ziemi przystanął i zaczął ciężko dyszeć. Padł na ziemię, osłabiony - usnął. Nie obudził się przez następne dwa dni, ale jak był wypoczęty, gdy podniósł się na nogi, normalnie cud, miód i ciasteczka. Zaczął się tułać, szukając jakiegoś jeziorka czy nawet kałuży, by się napić. Wreszcie znalazł - spore jeziorko, a nieopodal malutką jaskinię. Postanowił zostać tam, zamieszkać. Ale niestety jego plany zostały pokrzyżowane przez dużego, białego lwa o czerwonych, pustych oczach. Patrzył na niego tak jakby nie chciał, ale musiał. Nie zważając na krzyki wziął go w pysk i spokojnie poszedł przed siebie. Młody próbował się wyrywać, ale mocny uścisk szczęk białego nie dawał za wygraną. Miotał się, warczał, ale nic to nie dawało. Wreszcie dotarli.
Przed oczami Sheridana widniał ciemny korytarz, oświetlony tylko powieszonymi co dziewięć dużych kroków pochodniami. Idealnie: ciemno, strasznie i daleko od domu. Lepiej nie mogło się zdarzyć!
- A tak w ogóle, to jak masz na imię? - zapytał Sher.
Lew nie odpowiedział, nic nie mówił, po prostu trzymał lwiątko w pysku, na tym koniec relacji. Wszedł do jednej klatki i rzucił księciem o ziemię, nie zważając na jego ból, który, akurat w tej chwili był wielki. Chyba złamał sobie łapę, bo przy każdym najmniejszym ruchu bolało strasznie. Biały ryknął i walnął łapą lwiątko, któremu z pyszczka pociekło kilka łez. Nie wzruszało go to, czuł przyjemność ze znęcania się nad nim. Książe po uderzeniu prawą łapą uderzył o ścianę z dużą siłą. Nie było mu przyjemnie, pożałował, że uciekł. Biały, wabiący się Ukatili lew przejechał pazurem po zdrętwiałym ze strachu, płaczącym księciu, nie robiąc mu większej krzywdy. Zaśmiał się w ten sposób, tak okrutnie, tak chamsko. Zamknął drzwi od klatki, wciąż się śmiejąc i chwycił w pysk jakiś nóż. Devilish Vai, jego własny, ozdobiony jedną, niewielką plamą krwi na czubku ostrza. A Sheridan czekał w bezruchu, strasznie się bojąc. Ukatili wrzucił sztylet do zapalonego chwilę wcześniej ognia, ale zaraz, gdy się rozgrzał wyjął go i uśmiechnął się złowieszczo. Otworzył klatkę i przycisnął rozżarzoną część sztyletu z wyrytą nazwą owego ostrza. Dało się wyczuć swąd palonej skóry, a Serek jęczał z bólu jak opętany. Lew śmiał się i rzucił na półkę swój sztylet.
- Nienawidzę takich jak ty. - warknął - A teraz zmykaj.
Wyrzucił go z klatki, raniąc jego grzbiet, a Sher uciekł z lochów resztką sił. Kulał, krwawił, bolało go wszystko, wpadł do jakiegoś rowu, raniąc sobie głowę o kamienie. Zemdlał.
Niesamowity rozdział, chyba to najlepszy rozdział jakby liczyło się trzymanie w napięciu. ,,Serek" fajny skrót :)Szkota mi go uciekł, ale potem co się działo, ten bały lew o mało go nie zabił, on go torturował!!! To było straszne, czekam na następną notkę, zapraszam do mnie i pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za błędy piszę ze smartfona :)
OdpowiedzUsuńBiedny Sher został tak okrutnie potraktowany przez tego lwa. Ciekawe dlaczego tak zrobił. Zapraszam cię na dwa moje blogi www.lion-king4.blogspot.com i www.czas-kiary.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńBiedny lewek :(( Ciekawe co za cel miał ten lew żeby go torturować? Mam nadzieję że się tego dowiem niebawem :D A u mnie rozdział 10 w końcu :D http://krollew-dalsze-zycie.blog.pl/
OdpowiedzUsuńBiedny maluch, ten lew jest mega okrutny.Mam nadzieję, że nic mu nie będzie.U mnie kolejne rozdziały na http://zycie-ksiezniczki-luny.blog.pl/
OdpowiedzUsuń